Chorwacja - czerwiec 2011
Czerwiec 2011. Byliśmy już bardzo przemęczeni pracą. Potrzeba było nam odpoczynku. Całe szczęście kilka miesięcy wcześniej udało nam się wykupić przelot na linii Warszawa-Dubrownik-Warszawa w Lemur Travel. Niestety podstawowa wada czarterów dała o sobie znać. Termin wylotu z wygodnej godziny 11 zmienił się na 5 rano, więc czekał nas dodatkowy wydatek w postaci taksówki z Łodzi na Okęcie. Odprawa poszła bardzo sprawnie, a ponieważ jakoś tak nie chciało nam się przepychać, to jako odprawieni jedni z ostatnich - otrzymaliśmy miejsca w pierwszym rzędzie. Dzięki zmęczeniu związanym z nieprzespaną nocą przelot minął błyskawicznie na zdrowym śnie.Na lotnisku przekonaliśmy się, że zrobiliśmy duży błąd nie wykupując transferu do miasta w biurze podróży. (Wcześniejsza wizyta w Chorwacji związana była z lądowaniem w Splicie, tam problemu komunikacyjnego nie było, toteż i tu się nie spodziewaliśmy) Komunikacja publiczna tam dociera, jednak nastawiona jest na zabieranie podróżnych z lotów rejsowych, a tych jest niewiele. Mieliśmy zatem wybór: albo czekamy kilka godzin, albo trzeba przeinwestować i wziąć taksówkę. Wybraliśmy to drugie rozwiązanie, dojechaliśmy do dworca autobusowego w Dubrowniku. Stąd miał nas zabrać autobus do Ploče. Połączenie bezproblemowe, autobusy kursują praktycznie co godzinę, wiec jakby co można zrobić sobie przerwę na poranną kawę w pobliskiej kawiarence (co też uczyniliśmy). Ploče nie wygląda zbyt zachęcająco, zarówno jak się do niego wjeżdża, jak i wpływa. Ale w sumie nie przerażało nas to, gdyż tu tylko mieliśmy przesiadkę. Z dworca autokarowego do portu jest niedaleko, a tam już czekał prom do Trpanj.
Trpanj
Trpanj na pierwszy rzut oka ma wygląd standardowego chorwackiego miasteczka turystycznego. Czyli port, wzdłuż nabrzeża promenada z knajpami, a z boku w oddali plaża. Mając jednak więcej czasu można znaleźć ciekawe rzeczy i odkryć interesującą historię tego miejsca. Przebywając w tej miejscowości postaraliśmy się połączyć odpoczynek z tym aby poznać trochę miejsce, tutejszą kuchnię i ludzi. Korzystając z jednego dnia gorszej pogody zrobiliśmy sobie małą wycieczkę do Makarskiej. Udało nam się również załapać na popularny w Chorwacji fish picnic, dzięki tej wyprawie odwiedziliśmy Hvár (miejscowość Sučuraj) oraz Dubę. Zawitaliśmy też na jeszcze jedną plażę - ale tam jedynie podpłynęliśmy, dzięki czemu, kotwicząc na głębokiej wodzie, można było sobie poskakać. do morzaApartmani Katić
Apartmani Katić
W Trpanju nocowaliśmy w Apartmani Katić, ap nr 12. Apartamenty położone wzdłuż głównej ulicy, ale hałas odczuwalny jest jedynie niedługo po wpłynięciu promu. Czyli jakieś 5-7 razy w ciągu doby. Samochody wyjeżdżają, rozjeżdżają się po okolicy... i znowu spokój:) Na parterze pensjonatu mieści się sklep (ze wszystkim właściwie), czynny do 22, otwarty także w niedziele.
Staramy się zawsze brać nocleg ze śniadaniem i teraz też tak się udało; codziennie rano o 9 (na taką porę się umówiliśmy) schodziliśmy na dól zjeść pyszne śniadanie: coś na ciepło, wędlinka, ser, warzywa, dżem.
Apartamenty super. Dla siebie - dwóch dorosłych osób mieliśmy osobno sypialnię, jadalnię z aneksem kuchennym, łazienkę i taras. Na taras było wejście i z sypialni, i z jadalni, więc można się było w kółko ganiać:) Aneks kuchenny był wyposażony w lodówkę, małą kuchenkę i podstawowe sprzęty do samodzielnego ugotowania posiłku, jak ktoś bardzo chce. Telewizor też był z jakimiś kanałami zagranicznymi, my oglądaliśmy jedynie prognozę pogody.
Było jeszcze przed sezonem, trwały jakieś drobne prace remontowe, więc na pożegnanie właściciel przepraszając za utrudnienia, wręczył nam 2 butelki własnego wina. Czy musimy dodawać, ze było pyszne? I dobrze zalakowane, więc nawet bezpiecznie przywieźliśmy je do Polski.
Jadaliśmy w wielu miejscach, ale 3 zapadły nam szczególnie w pamięci.
Apartamenty super. Dla siebie - dwóch dorosłych osób mieliśmy osobno sypialnię, jadalnię z aneksem kuchennym, łazienkę i taras. Na taras było wejście i z sypialni, i z jadalni, więc można się było w kółko ganiać:) Aneks kuchenny był wyposażony w lodówkę, małą kuchenkę i podstawowe sprzęty do samodzielnego ugotowania posiłku, jak ktoś bardzo chce. Telewizor też był z jakimiś kanałami zagranicznymi, my oglądaliśmy jedynie prognozę pogody.
Było jeszcze przed sezonem, trwały jakieś drobne prace remontowe, więc na pożegnanie właściciel przepraszając za utrudnienia, wręczył nam 2 butelki własnego wina. Czy musimy dodawać, ze było pyszne? I dobrze zalakowane, więc nawet bezpiecznie przywieźliśmy je do Polski.
Jadaliśmy w wielu miejscach, ale 3 zapadły nam szczególnie w pamięci.
Tawerna Ribar (Fisherman)
Jeśli mamy ochotę na rybkę, to obowiązkowo powinniśmy wybrać się do tawerny Ribar (Fisherman). Tam jednak wybierać powinny się jedynie osoby o dużej ilości czasu wolnego. Jest to również świetne miejsce jeśli chcemy spokojnie wypić wino i nie być nękanym przez nikogo z obsługi. Ponieważ w lokalu jest zasada, że serwowane jest jedzenie jak najświeższe, to niektóre pozycje z karty należy zamówić nawet z 1-2 dniowym wyprzedzeniem (jeśli nie chcemy zbyt długo czekać). Właścicielem jest rybak, który nie ma serca do samej obsługi, co należy mu jednak wybaczyć, gdyż w zamian mamy szczerość oraz naprawdę smaczne jedzenie. Niestety, jeśli obsługuje nas osobiście, staramy się nie zamawiać zbyt wiele od razu, bo z dużym prawdopodobieństwem coś pomyli. Zamawiając należy uzbroić się w cierpliwość, ponieważ wszystko jest przygotowywane na bieżąco, dzięki temu jest smaczne, ale samo przyrządzanie trwa. Dlatego na sam początek proponuje zamówić karafkę wina, by miło podczas rozmów czekać na zamówiony obiad. W zamian dostajemy naprawdę pyszne jedzenie. Nawet jeśli zamówimy fileta - smakuje on jak ryba! Sałatka podawana do obiadu jest przygotowywana z tego co rośnie w znajdującym się obok ogródku, a my w zależności od pogody, albo w budynku, albo - co bardziej prawdopodobne - w cieniu winorośli możemy spokojnie czekać na jedzenie. Po kilkudziesięciu minutach nasza cierpliwość nagrodzona zostanie zaproszeniem na pyszną ucztę. Może trochę długo - ale naprawdę warto. Na deser polecam rožetę. Podana w zalewie cytrynowej smakuje wyśmienicie. Do deseru, na zakończenie polecam zaś szklaneczkę Proška - obowiązkowo schłodzonego i z cytrynką.Koliba Trpanj
Koliba Trpanj
Tu chyba udalo nam się zjeść najtańszy obiad. Choć na pierwszy rzut oka ceny wydają się być przeciętne, czyli takie jak w wielu innych miejscach, to okazuje się, że podana kwota jest za cały zestaw. Porcje są dość duże, a na koniec właściciel poczęstował nas jeszcze ciastem. Podczas kolacji bawiły nas biegające po okolicznej palmie kotki.
Restauracja znajduje sie przy głównej ulicy miejscowości Trpanj, vis-a-vis Koliby Dubrovnik.
Konoba Škojeba
Koliba Skojeba
Naprawdę super miejsce dla miłośników grilla. Dość łatwo trafić, bo jeśli udamy się z promu ulicą idącą w głąb lądu, to w rozwidleniu dróg usytuowana jest właśnie konoba Škojeba.
Ceny nie są zbyt wysokie. Do wyboru mamy kilka gatunków mięs, ryb, owoców morza. Grillowanie odbywa się w wielkim grillu usytuowanym na końcu ogródka. W rogu grilla rozpalony jest ogień, z którego osoby z obsługi wybierają odpowiednie węgielki, by położyc pod rusztem. Tak więc można spokojnie sobie zasiąść w ogródku, zamówić jedzenie, piwo i później spokojnie spożywać siedząc w cieniu winorośli.